Balet

Jak się mieszka w bursie/internacie?

Zastanawialiście się kiedyś jak się mieszka w internacie? Albo czy kiedykolwiek, gdy mieliście kilkanaście lat mówiliście sobie (i rodzicom rzecz jasna) „ja się wyprowadzam!”? Jak rozpoczęłam naukę w szkole baletowej w Warszawie, tak już nigdy nie wróciłam na stałe do Wrocławia.

Miałam 12 lat jak wyjechałam z rodzinnego domu. W sumie nigdy w życiu nie stanęłam przed dylematem „czy to już pora wyprowadzić się z domu?”

Szkoły artystyczne w Polsce oferują uczniom spoza miasta, w którym się znajdują, zamieszkanie w internacie lub bursie. Ogólnokształcąca Szkoła Baletowa w Warszawie  współpracuje z Bursą Szkolnictwa Artystycznego przy ul. Miodowej, znajdującą się na dziedzińcu Akademii Teatralnej. Mieszkają w niej uczniowie nie tylko szkoły baletowej, ale też muzycznej oraz plastycznej.
Internaty oraz bursy są niesamowicie ważne w nauczaniu artystycznym. Po prostu nie w każdym mniejszym, czy nawet większym, mieście znajdują się odpowiednie szkoły, a dzieci i młodzież mają równe prawo dostępu do edukacji. We Wrocławiu, skąd pochodzę, nie ma Państwowej Szkoły Baletowej, której ukończenie daje dyplom poświadczający gotowość do pracy w zawodzie artysty tancerza. Stąd decyzja o wyjeździe do innego miasta. Moi rodzice wybrali Warszawę, ponieważ tutaj mam dalszą rodzinę.

Bursa. Jak to wygląda w rzeczywistości?

Bursa jest płatna, wyżywienia również. Jestem ciekawa jak to obecnie wygląda… Za moich czasów każda osoba, która opłaciła posiłki za dany miesiąc dostawała papierowy kalendarzyk, z którego odrywało się malutkie kwadraciki kolejno oznaczone „Ś”, „O” oraz „K”. Dopiero po okazaniu tego jakże cennego kawałeczka papieru kucharki wydawały posiłek 😀

Największa walka o śniadanie była zawsze w niedzielne poranki… uwielbiam spać (cóż… haha) i w niedzielę spałam zawsze jak najdłużej. Później spóźniona biegłam na stołówkę i błagałam o wydanie śniadania 🙂 zwykle się udawało, bo ciocie na stołówce wiedziały, że Wira wpadnie jak zwykle po śniadanie na godzinę przed obiadem.

Nasza bursa ma cztery piętra. Na parterze znajdowała się stołówka, na I piętrze mieszkali uczniowie szkoły plastycznej, a także była świetlica z biblioteką. Na II piętrze mieszkali chłopcy ze szkoły muzycznej i baletowej, na III dziewczynki ze szkoły baletowej, a na IV też szkoła baletowa oraz muzyczna- dziewczyny. Uwaga! Opisuję stan z 2007 roku, więc śmiało piszcie, jeśli coś się zmieniło!! Zawsze na dyżurze było dwóch opiekunów, na II oraz III piętrze. 

Wasze doświadczenia

Na Instagramie poprosiłam Was, abyście napisali do mnie o swoich doświadczeniach, jeśli jesteście mieszkańcami internatu bądź bursy. Dziękuję WSZYSTKIM, którzy do mnie napisali!

W sumie wszystkie Wasze wiadomości opisywały mieszkanie w internatach pozytywnie, co mnie bardzo ucieszyło. Nie dlatego, że sama tak wspominam czasy bursy, tylko naprawdę bałam się, że w dzisiejszych dziwnych czasach, mieszkanie w bursie może wiązać się z nieprzyjemnymi sytuacjami. Główny wątek, który poruszałam w rozmowach to kwestia wychodzenie samodzielnie z internatu do szkoły, ale też do sklepu czy do kina. Gdy ja mieszkałam w bursie wpisywaliśmy się do dużego zeszytu, opisywaliśmy cel naszego wyjścia oraz przewidywaną godzinę powrotu. Okazuję się, że nadal wygląda to tak samo i to w każdej bursie czy internacie, niezależnie od miasta, w którym znajduje się szkoła baletowa (w Polsce to Warszawa, Gdańsk, Łódź, Poznań oraz Bytom). Ponadto, dzieci do klasy 5 lub 6 szkoły podstawowej NIE MOGĄ wychodzić z bursy bez opiekuna.

Drugą nurtującą mnie kwestią był telefon. Na początku lat 2000-ych posiadanie komórki nadal nie było normą, zwłaszcza wśród dzieci. Dlatego, gdy mieszkałam w bursie mieliśmy na swoim korytarzu jeden ogólny telefon. Gdy dzwonił, podbiegała do niego osoba, która akurat znajdowała się najbliżej i następnie wołała adresata, do którego ktoś dzwonił. Do tego telefonu wylałam morze łez… to przez TEN telefon rozmawiałam ostatni raz z moim Tatą. Nigdy, do końca życia tego nie zapomnę…

Teraz, w dobie smartfonów, nie ma już ogólnego telefonu. Każdy ma swoją komórkę. Taką informację otrzymałam odnośnie bursy szkoły baletowej w Poznaniu.

Stołówka i konkurs czystości

Oczywiście, kwestii wyżywienia nie mogłam pominąć i o nią pytałam głównie rodziców dzieci mieszkających w internatach. Jedna z opinii mówi, że mama cieszy się, że córka dostaje tak dużo tak pełnowartościowych posiłków, bo w domu mama prawdopodobnie nie miałaby czasu na przygotowywanie tylu smacznych potraw. To dobra wiadomość. Ja pamiętam, że bursa oferowała jedzenie w stylu „szpinaku z przedszkola”, ale w sumie nie mogliśmy narzekać, głodna nie chodziłam. W szkole baletowej w Gdańsku, gdzie internat jest częścią szkoły, stołówka dzieci mieszkających w internacie to jednocześnie stołówka szkoły.

Podsumowując- potrawy są smaczne, w niektórych miejscach przygotowywane w konsultacji z dietetykiem. Jak wiecie, jedzenie to bardzo ważny aspekt w pracy tancerza. Duży artykuł w tym temacie znajdziecie tutaj.

Jak się mieszka w internacie to nie można zapominać o wyrabianiu w sobie nawyków, których prawdopodobnie w dalszym ciągu uczyli nas rodzice i wymagali od nas ich konsekwentnego realizowania. Mowa tu szczególnie o… sprzątaniu. My mieliśmy w bursie konkursy czystości i nadal są one praktykowane w większości internatów. Wychowawcy chodzili po pokojach (niezapowiedzianie) i sprawdzali czystość- czy śmieci są wyniesione, czy łóżka zaścielone.

Wychowawca również robił nam pobudkę. Oj, no dźwięku drewnianej łyżki obijanej o stalową patelnię nie zapomnę nigdy 😉

Co z koleżankami?

To kolejna kwestia, która mnie bardzo ciekawiła. Z bursy mam jedną koleżanką, zresztą chodziłyśmy do jednej klasy, z którą kontakt utrzymuję do dzisiaj, jestem mamą chrzestną jej córeczki. Dlatego zapytałam, czy w bursie dzieci mają miejsce na przyjaźnie. Mają. I uwierzcie mi- to bardzo dobra wiadomość. Nie dlatego, że dowodzi temu, że w balecie to my się jednak lubimy, tylko dlatego, że tak młode dzieci tego KONIECZNIE potrzebują, aby nie myśleć za dużo o rodzinnym domu. Tęsknota za domem to okropne uczucie, zwłaszcza jeśli ten dom jest daleko. Wspierająca koleżanka, której możemy wypłakać się w ramię to wielki i cenny skarb.

W zależności od tego, jak daleko mieszkamy od szkoły, powroty na weekendy bywają bardziej lub mniej sporadyczne. Ja jeździłam do domu tylko na dłuższe święta. Był czas, że moja mama lub tata przyjeżdżali do mnie na weekendy. W wielu odpowiedziach od moich czytelników jednak pojawiały się informacje, że dzieci wracają do domów w każdy weekend. Choć jedna mama napisała, że córka ma tak wspaniałe koleżanki w bursie, że boi się, że w domu bardziej tęskni za internatem, niż za domem w internacie 😉

Spędzanie czasu wolnego

Nigdy nie zapomnę wspólnych zabaw na korytarzu bursy! Jak ja chodziłam do szkoły to szczytem techniki były discmany, a pierwotne mp3 dopiero zaczynamy wchodzić na rynek. Zresztą kogo było na to wtedy stać 😉 więc w bursie mieliśmy poczciwy, stary magnetofon, na którym odtwarzaliśmy muzykę z kaset z różnymi wariacjami z baletów klasycznych (popisowe tańce solowe) i tańczyliśmy na korytarzu każdą z nich po kolei, przy okazji zgadując co to za balet.

Bawiliśmy się w quizy wiedzy o Harrym Potterze lub Władcy pierścieni, oglądaliśmy w pokoju wychowawców głupie amerykańskie filmy, bo tylko tam znajdował się komputer. Ach, przypomniało mi się! Na komputer też były zapisy 🙂 ehh… kto pamięta erę gadu-gadu? Tak to właśnie wyglądało… wyścig kto pierwszy, a kto dłużej, a teraz ja! No cudowne wspomnienia!

Bezpieczeństwo

Czy ja czułam się bezpieczna? No pewnie. Każdy nastolatek tak powie 😉
Ale zapytani przeze mnie rodzice również pozytywnie wypowiadali się w tej kwestii. W końcu to dla rodziców jest priorytetem. Ich dziecko musi być bezpieczne, tylko w dobrych i komfortowych dla dziecka warunkach będzie mogło w pełni rozwijać swoją pasję oraz się uczyć. 

Jeśli macie jeszcze jakieś pytania- śmiało piszcie!

MIŁEGO DNIA!!
SIMPLE.DANCER

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *