Kto z Was lubi listopad? Czy tylko mi się wydaje, czy grupa zwolenników tego czasu w roku jest znacznie mniejsza od tej, do której należę ja, czyli osoba, która najchętniej wykreśliłaby ten miesiąc z kalendarza? I żadne przekonywanie mnie, że teraz jest najlepszy czas na hygge do mnie nie trafiają. Listopad to zwyczajowo miesiąc premierowy w Polskim Balecie Narodowym i cała moja uwaga skupiona jest na przygotowaniach się do spektakli, ale zdradzę Wam w sekrecie, że to właśnie w tym miesiącu najczęściej potrafi mi się wymsknąć w pracy ciche „nie chce mi się”… znacie to? 😉 tak, jestem jak każdy inny człowiek i zdarza mi się to! Gdy przed spektaklem maluję się i dopada mnie taka niemoc, myślami podążam na scenę i wizualizuję spektakl, który danego wieczora wykonujemy. Gdy na 20 minut przed każdym spektaklem słyszę ciepły głos naszej inspicjentki nawołujący dobry wieczór państwu, jest godzina 18.45, za 20 minut rozpoczniemy przedstawienie. Za 20 minut zaczynamy! wtedy samoistnie wszystkie zamrożone pokłady mojej energii mobilizują się do działania. To już raczej nawyk. Adrenalina się podnosi, stres wychodzi przed szeregi, zaczynam ostateczny proces skupienia się przed spektaklem. Wtedy zapominam, że nastała jesień i nadejście zimy jest nieuniknione i całkowicie poświęcam się pracy. Dopiero wyjście z teatru i podmuch zimnego wiatru przypomina mi o tym fakcie.
Jak pisałam na początku, jesień i coraz dłuższe wieczory to idealne warunki dla domowego hygge (duńska filozofia szczęścia- w skrócie). To także pora na wyjęcie kilogramów swetrów z głębokich zakamarków szafy. Nie zaszkodzi chyba przemycenie ich na salę baletową?
Sweter: Zara; Pointy, rajstopy: Bloch Warszawa
MIŁEGO DNIA!
SIMPLE.DANCER