Idziesz ulicą, widzisz plakat reklamujący bieliznę, rajstopy czy nawet ubrania wierzchnie. Automatycznie porównujesz siebie do modelki, zawartość swojej szafy do oferowanych produktów. Intuicyjnie myślisz „co zrobić zeby tak wyglądać/mogłabym to mieć”… brzmi znajomo. Ci bardziej odporni stanowczo postanowią „niepotrzebne mi to”. Inni jednak stwierdzą „fajne to, mogłabym to kupić”. Podobnie mamy podczas spotkania ze znajomymi. Cieszymy się, że ktoś coś ma, coś przeżył, zwiedził. Też byśmy chcieli.
Przez mechanizm bezwarunkowego porównania odczuwamy potrzebę zmian czy posiadania.
O potrzebie porównywania postanowiłam napisać po przeczytaniu jednego artykułu Tekstualnej na ten temat. W ogóle niedawno miałam okazję poznać Monikę osobiście i powiem Wam, że jest to super dziewczyna!
Dlaczego akurat ten wątek przykuł moją uwagę? Ano dlatego, że będąc uczennicą szkoły baletowej czy w ogole ćwicząc balet non stop jesteśmy porównywani do innych. I nie chodzi o słowa nauczyciela „bo Krysia zrobiła…” (sytuacja i Krysia hipotetyczne) tylko o nasze mimowolne działania. W końcu sala baletowa obwarowana jest lustrami. Ćwicząc patrzysz głównie na siebie, lecz mimo to zerkasz czy koleżanka jednak podniosła nogę wyżej, czy może nie… oglądasz Youtube i myślisz „chcę być jak Zakharova” (gwiazda baletu Bolshoi). Marzysz „kiedyś będę tańczyć w tym teatrze i będę jak pozostali artyści”. Wszystko to jest absolutnie naturalne, o ile nie powoduje w nas dzikiego wyścigu do sięgania po to, co mają inni, tylko motywuje nas do dalszej ciężkiej pracy nad sobą samym. Bo przecież balet to praca. Ciężka, nieustająca praca.
Z kim się porównujesz?
Nie bez kozery jedną z moich ulubionych maksym jest powiedzenie „jedyną osobą, z którą warto się porównywać jest twoje odbicie w lustrze”. W mojej dziedzinie porównywanie sie do innych wychodzi poza jakąkolwiek mierzalną skalę. Porównujemy i jesteśmy porównywani od dziecka. Tymczasem- dopiero jak człowiek „wejdzie w dorosłość” i pozna życie to wie/rozumie/ma swiadomość, że jedyną osobą z jaką może sie porównywać jest jego własne odbicie. W balecie ma to powiedzenie podwójny wydźwięk ze względu na wszechobecne lustra w sali baletowej.
Sama ciągle się porównywałam. Do starszych koleżanek, do tancerek z teatru, do światowych gwiazd baletu. Porównywanie się w mojej profesji jest po prostu tak głęboko zakorzenione, że nauczyliśmy się z tym żyć. Zresztą, wszystkie baletowe konkursy na tym przecież się opierają. Spektakle również. Jako widz oglądający jeden spektakl kilkukrotnie z różną obsadą, także porównujecie artystów i powoli wybieracie zestawy swoich ulubionych. Nie ma w tym nic złego i jest to naturalne.
Ale czy na tym się kończy? Właśnie nie. Tak jak w życiu w końcu rozumiemy, ze tracimy czas ogladając się na innych, podobnie jest w balecie. Dlatego ważne jest akceptowanie siebie. Że więcej piruetów nie zakręcę choć Krysia zawsze kręci więcej. Ale czy wiesz, że Krysia chciałaby mieć takie długie nogi jak Ty? Puf… bańka pryska! Dokładnie- przez to, że sami tak bardzo skupiamy się na porównywaniu do innych, nie widzimy, że to my możemy być dla kogoś niedoścignionym wzorem czy przykładem.
Albo inaczej (nawiązując do artykułu Tekstualnej), dawajmy przykład tym, w czym jesteśmy dobrzy. Jeśli jestem rozciagnięta- pomogę koleżance i powiem co musi jeszcze zrobić, żeby nogi trzymać wyżej (przy okazji tu post w tym temacie). Nie skupiajmy się tylko na porównywaniu. Szukajmy w sobie tych cech, które będą punktem wyjścia do zmian dla innych. Nie tylko w sali baletowej. W życiu również!
MIŁEGO DNIA!
SIMPLE.DANCER