Ballet is in my heart…

Jak byłam nastolatką mój kolega z klasy ze szkoły baletowej, zapytany o to

jak ty to robisz, że jesteś najlepszy? odparł jak się coś kocha, to można.

Oboje skończyliśmy szkołę z najlepszymi ocenami z przedmiotów zawodowych. Jego stwierdzenie brzmi w moich uszach do dzisiaj. Siedzieliśmy wówczas wspólnie z innymi koleżankami i kolegami ze szkoły w moim pokoju w bursie i bawiliśmy się w rozpoznawanie wariacji z różnych baletów klasycznych. Nigdy nie zapomnę tamtych beztroskich czasów, choć wtedy wydawało mi się, że przecież to najcięższy okres w moim życiu 🙂
Jak miałam 12 lat i rozpoczęłam naukę w szkole baletowej nigdy nie sądziłam, że za parę lat zamieszkam na dłużej w Teatrze Wielkim- Operze Narodowej. Wszystko było dla mnie nowe, codzienne ćwiczenia, skupianie się na codziennym doskonaleniu umiejętności technicznych.

Idąc do szkoły baletowej ma się jeden cel- tańczyć na deskach wielkich scen baletowych na świecie.

Do tej pory ćwiczyłam dorywczo, w szkółce baletowej we Wrocławiu. Nie było to więc moje marzenie z dzieciństwa a balet to był wybór pomiędzy sportem a sztuką. Wciąż mam ogromny sentyment do lekkoatletyki, koszykówki i piłki nożnej (tak, jestem kibicem i jestem dumna z obecnej reprezentacji Polski, jestem osobą, która- być może naiwnie, wierzy, że wielkie wydarzenia sportowe umacniają więzi społeczno-kulturowe). Wszystko to sprowadza się do wątku mojego dzisiejszego wpisu. Miłość i pasja do baletu we mnie dojrzewała, starałam się ją zrozumieć przez bardzo długi czas.
Jak już wiele razy pisałam na blogu, w balecie niczego nie dostaje się ot tak. Na wszystko musimy  zapracować. I właśnie szkoła nas do tego przygotowuje, stawiając uczniom coraz wyższą poprzeczkę. Im ciężej, tym naprawdę trzeba uwierzyć, że to co się robi codziennie, nieustannie przez kilka lat, ma sens. Krok po kroku, dzień po dniu, zaczęłam rozumieć, że w balecie mogę realizować swoje cele. Zawsze lubiłam robić coś, w czym, w odpowiednim odstępie czasowym, można było dostrzec postępy. To mnie mocno mobilizowało. Potem zrozumiałam, że celem numerem jeden każdego dziecka uczęszczającego do szkoły baletowej jest bycie numerem jeden. Mając trzynaście lat zapytałam mojej mamy, czy gdybym nie dostała najlepszej oceny w klasie po pierwszym roku nauki w szkole, dalej bym w niej była. Odpowiedziała, że nie. Teraz wiem, że przecież nie zdecydowałaby się na wysłanie swojego jedynego dziecka do szkoły z internatem, 350 km od domu, gdyby nie widziała w tym większego celu. Oczywiście, jestem jej za to wdzięczna. Jeśli jesteście rodzicami dzieci, które mają swoje wielkie, dziecięce pasje, pielęgnujcie je. Dajcie do zrozumienia Waszym dzieciom, że miłość i zrozumienie do ich ulubionych zajęć w wolnym czasie są ogromnie ważne. Być może przecież staną się one ich sposobem na życie i ważne aby miały do nich szacunek.

Coraz częściej zaczynam dostrzegać wyjątkowość pasji, który wybrałam.

Ostatnio usłyszałam wykonujesz zawód, o którym marzy prawie każda mała dziewczynka (w myślach pomyślałam ciekawe ile z nich zdecyduje się na naukę w szkole baletowej). Staram się na to tak nie patrzeć, albo może po prostu tego nie dostrzegam, bo dla mnie sala baletowa, teatr, scena, kulisy czy pointy to coś absolutnie naturalnego. Wiem, że dla Was nie. Dlatego tym bardziej z ogromną pasją zaczęłam pisać tego bloga. Kiedyś wstydziłam się wychodzić na ulicę w baletowym koczku, szczególnie jak chodziłam do szkoły. Do tej pory nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Może dlatego, że koleżanki mówiły daj spokój, w takim koczku chodzić po ulicy to wstyd. A jak w 2007 roku pojechałam na warsztaty baletowe do Bostonu to nie mogłam wyjść z podziwu, jak dziewczynki, nastolatki i dorosłe tancerki chodzą po ulicy nie dość, że z koczkami na głowie, to jeszcze w kostiumach baletowych i rajstopach, z pointami przewieszonym na troczkach wokół szyi! Widać było, że są dumne z tego, co robią. I nic dziwnego, dorosłe już tancerki pracowały na to całe swoje życie, a te młodsze nie mogły się doczekać, aby zająć ich miejsce. To było coś wspaniałego. Dodam, że dla innych przechodniów to było normalne.
Jako ciekawostkę napiszę jeszcze jedną rzecz. W Nowym Jorku mieści się siedziba American Ballet Theatre. Ich wielką solistką swojego czasu była Cynthia Harvey. Słyszałam niedawno anegdotę, jakoby Cynthia, jeśli nie mogła znaleźć dla siebie miejsca parkingowego w okolicach Lincoln Center, zostawiała samochód na pasach przed operą i gnała za kulisy. Nikt jej nie miał tego za złe. Była gwiazdą (wierzę, że nie stwarzała zagrożenia dla ruchu).

Balet, balet, balet… dla jednych praca i pasja, dla innych niezapomniane wrażenia estetyczne.

Wszystkie Wasze komentarze o tym, jak bardzo podobał Wam się kolejny spektakl, powodują, że mam ciarki na ciele. To naprawdę wspaniałe i wyjątkowe uczucie. Pomimo, iż z początku nie sądziłam, że w przyszłości zostanę artystką baletu, nie żałuję ani jednej decyzji, która mnie do tego doprowadziła. Dzięki temu, wszystkim moim doświadczeniom związanym ze szkołą a później ze sceną, ukształtował się mój charakter i dziś mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa.

A Wy pielęgnujecie swoje pasje? Co sprawia, że czujecie, że jesteście szczęśliwi?
 
MIŁEGO DNIA!
 
SIMPLE.DANCER