Praca w teatrze

Rozmowa z…

Na blogu pora rozpocząć kolejną serię wpisów. W nowym roku pojawił się już pierwszy post z cyklu o kontuzjach, dziś pora na pierwszy wywiad. Zdecydowałam, że pierwszą osobą, z którą dla Was porozmawiam będzie I solista Polskiego Baletu Narodowego, Dawid Trzensimiech, Polak pochodzący ze Śląska. Na zdjęciu Dawid w roli Solora w balecie Bajadera (choreografia Marius Petipa; zdj. Ewa Krasucka).

To nie jest zwykły wywiad. To rozmowa z niesamowicie dojrzałym tancerzem, który jako siedemnastolatek opuścił rodzinnym dom i wyjechał do innego kraju. Wszystko w imię jednego- baletu. Czy on okazał się mu łaskawy? Kiedyś na blogu pisałam, że tancerz poświęca dla baletu wszystko, a często nie otrzymuje nic w zamian. Patrząc na Dawida myślę ’to jest geniusz, idealne warunki, idealna aparycja, wszystko jest w nim takie, jak balet nakazuje’. Do głowy nie przychodzi mi, że ten tancerz kiedykolwiek mógł zmagać się z kryzysem wynikającym z braku spełnienia zawodowego. Dawid ukończył prestiżową szkołę baletową w Londynie i rozpoczął pracę w zespole The Royal Ballet, tańczył na scenie na której swoje poty wylewali Rudolf Nureyev, Carlos Acosta, Margot Fonteyn… Przy jego niesamowitym talencie, tańczenie w ostatnich liniach wydaje się być nieprawdopodobne. A jednak… Słuchając historii Dawida nie mogłam uwierzyć.

Kiedy poczułeś, że to jest właśnie TO?
Bardzo szybko. Już po dwóch tygodniach nauki w szkole baletowej, którą rozpocząłem z lekkim opóźnieniem. Mając siedem lat chodziłem na ognisko baletowe, które było w zasadzie zajęciem dodatkowym przy ognisku muzycznym. Gdy w wieku dziesięciu lat uczęszczałem do zwykłej podstawówki, któregoś dnia przyjechała do naszej szkoły komisja, która rekrutowała dzieci do szkoły baletowej. Był chyba wrzesień. Wśród nauczycieli była pani, która zapamiętała mnie z ogniska baletowego. Osobiście przyszła do mojego rodzinnego domu i prosiła rodziców, aby wysłali mnie do szkoły baletowej. Ta szkoła zrobiła na mnie ogromne wrażenie… przede wszystkim ilość uczniów- było ich zdecydowanie mniej niż w szkołach ogólnokształcących. Wszystko niesamowicie mi imponowało. Oddałem się temu całkowicie.
W wieku siedemnastu lat Dawid brał udział w prestiżowym konkursie baletowym Prix de Lausanne. To gratka dla wszystkich młodych adeptów sztuki baletowej, tylko najlepsi znajdują się w gronie szczęśliwców, którzy mogą zmierzyć się ze sobą w tym boju. To doskonała szansa dla wszystkich uczestników, ponieważ konkurs ten obserwują dyrektorzy najlepszych szkół i zespołów baletowych świata. Dawid dostał się do finału, a jego wygraną była propozycja stypendium w Royal Ballet School. Wiedział, że musi wyjechać.
Czy kiedykolwiek rozmyślasz co by było gdyby?

Cały czas. Ale niczego nie żałuję. Dołączając do zespołu baletowego w Royal Opera House myślałem, że będę dużo tańczył. W szkole byłem najlepszy, zawsze zauważany, wysyłany na konkursy. Tymczasem czekałem trzy lata na większe role. To mnie dołowało, chciałem być lepszy, chciałem udowodnić, że jestem tego wart. Powoli popadałem w obsesję, pragnąłem się doskonalić, analizowałem każdy swój ruch, każdy szczegół. W pewnym momencie pomyślałem żeby startować w konkursach dla zawodowych tancerzy. Otrzymałem ogromną pomoc od mojego serdecznego przyjaciela, Johana Kobborga. On widział we mnie potencjał i nie pozwolił mi go zmarnować. Na sali darzyłem go wyjątkowym szacunkiem i zaufaniem. Stał się moim mentorem. Uczestniczyłem w konkursach baletowych w Warnie i Pekinie. Wtedy coś się zmieniło. Udowodniłem pedagogom w Royal, że mogę. Ale nawet po otrzymaniu wielkiej szansy, mając tylko trzy próby na przygotowanie się do roli, na scenie może wydarzyć się wszystko, po prostu nie jest się jeszcze gotowym, a po awansie na solistę oczekiwania wobec tancerza znacznie wzrastają.  Przy tym wszystkim presja była niesamowicie ogromna, przecież Royal to jeden z najbardziej prestiżowych zespołów baletowych na świecie. Moja miłość do baletu zaczęła przeradzać się w zwątpienie, nienawiść, niemoc. Czułem, że przecież mogę dać z siebie więcej, kreować znaczące role, ale potrzebowałem przewodnika.  W wieku 25 lat przechodziłem tzw. kryzys ćwierćwiecza. Wiedza o świecie i życiu była już na tyle duża, że wiedziałem iż wizja ideologii o ciężkiej pracy skutkującej wielkimi rolami jest złudna, a świat baletowy rządzi się innymi prawami. Zdecydowałem się na opuszczenie Royal Opera House. Rozpocząłem pracę w Bukareszcie w zespole, którego dyrektorem był właśnie Kobborg (Johan Kobborg opuścił zespół Royal Ballet i przeniósł się do Bukaresztu, gdzie od 2013 roku pełni funkcję dyrektora baletu). To była moja ostatnia szansa. Przerażała mnie wizja nie samego zaprzestania tańczenia, ale fakt, że nie mam innego wyuczonego zawodu. W stolicy Rumunii odżyłem, byłem szczęśliwy, oczywiście momentami przemęczony. Już nie czułem tej naiwnej miłości do baletu, tylko stawiałem mu czoła. To właśnie tam zatańczyłem swoje największe role.

Dawid Trzensimiech i Yuka Ebihara; Chroma; chor. Wayne McGregor/zdj. Ewa Krasucka

Czy uważasz, że tancerz kiedykolwiek może czuć się spełniony?

Niedawno Dawid zadebiutował w roli szarmanckiego Casanovy w balecie Pastora Casanova w Warszawie. 'Przed spektaklem powiedziałem sobie: dałem z siebie wszystko, nauczyłem się trudnej choreografii, wszystko opanowałem. Co ma być to będzie. Ale po pierwszym spektaklu poczułem, że mogę dać z siebie więcej, że wiele można poprawić. Dlatego nie mogę powiedzieć, że tancerz odczuwa spełnienie za każdym razem. Na palcach jednej ręki mogę policzyć spektakle, którym wyjątkowo się poddałem, gdzie rola pochłonęła mnie zupełnie. To z pewnością Leński z baletu Oniegin Johna Cranko oraz Armand z baletu Sir Fredericka Ashtona Marguerite and Armand (to krótkometrażowy balet Ashtona wg jego autorskiej inscenizacji Damy Kameliowej Dumas’a do muzyki Franza Liszta- B-minor Piano Sonata). Byłem Armandem. Stałem się muzyką. Dla takich momentów warto się poświęcać. Czasem trzeba być takim egoistą i robić to dla siebie. Wtedy odczuwałem pełne spełnienie i satysfakcję.’
Wielu młodych adeptów polskiego baletu chciałoby się znaleźć na Twoim miejscu.
Co byś im radził?

Polacy mają jeden problem: nie wierzą w siebie. Nasze pojęcie o zagranicy nadal jest takie samo jak lata temu- myślimy, że tam jest o wiele lepiej. Tymczasem to nieprawda. Szkoła w Londynie, do której trafiłem po konkursie w Lozannie, ma bardzo duży prestiż. Ale musimy wiedzieć, że do tej szkoły trafiają w różnym wieku ludzie z całego świata i pedagodzy często mierzą się już z gotowym materiałem, kimś dostatecznie wyszkolonym i ich jedynym zadaniem jest poprowadzić taką osobę w danym kierunku. Wcale nie muszą być znakomitymi nauczycielami. Należy mieć świadomość, że największą wygraną dla młodego tancerza, ucznia, jest sam proces przygotowania do konkursu. Fakt, że ktoś decyduje się na pracę z nami powinno być dla każdego wyróżnieniem, przecież nie każdy dostaje taką szansę. Będąc w Lozannie spotkałem się z ogromną presją, byłem młody, brakowało mi tej wiary w siebie i swoje umiejętności. Tymczasem musimy znać nasze atuty i słabości. Dlatego teraz mogę powiedzieć, że nie należy za dużo o tym wszystkim rozmyślać, a po prostu cieszyć się tańcem! W końcu na taki konkurs jedzie się raz w życiu.

Masz tatuaż. Dla niektórych to jawny objaw pewnego rodzaju buntu.
Czy ma jakąś ukrytą symbolikę?
Tatuaż przypomina mi o moim kryzysie, zwątpieniu w balet, w sukces, w siebie, ale aby go wykonać nie miałem żadnych wątpliwości. Byłem na to gotowy, przez dwa lata o tym myślałem, aż nadszedł ten odpowiedni moment. Było to w dniu, w którym opuściłem zespół Royal Ballet. Mój tatuaż przedstawia Feniksa odrodzonego z popiołów. Przywołuje wspomnienia o moim zwątpieniu we własne siły.
Dagmara Dryl i Dawid w balecie Chopiniana w chor. Mikhaila Fokina/zdj. Ewa Krasucka
Tymczasem od chwili wykonania tatuażu Dawid osiągnął tak wiele znaczących sukcesów! Feniks faktycznie się odrodził- na szczęście dla sztuki baletowej! Dlatego osobiście uważam, że taki tatuaż ma niesamowitą siłę! I naprawdę podziwiam Dawida za taką odwagę. Aby go zakryć na scenie nasz solista używa specjalnych podkładów maskujących 🙂 nasz rodak wrócił do kraju w maju zeszłego roku, po 10 latach pobytu za granicą: 'tęskniłem za moją rodziną. Teraz, po całym tygodniu ogromnego wysiłku, prób i spektakli, mogę w sobotę wieczorem spotkać się z moim rodzeństwem! Tak mi tego brakowało.’
Wkrótce Dawid zadebiutuje na naszej scenie w roli Basilia w balecie Don Kichot! Do tej pory publiczność miała szansę podziwiać go w głównych rolach w Bajaderze, Dziadku do orzechów, Chopinianie czy Chromie a ostatnio w Casanovie w Warszawie. Nie boję się tego napisać- to ogromne szczęście, że mamy Dawida Trzensimiecha w zespole Polskiego Baletu Narodowego i naprawdę gorąco Was zachęcam, abyście choć raz zobaczyli go na scenie. On jest tego wart.
MIŁEGO DNIA!

SIMPLE.DANCER

10 komentarzy

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *